Dlaczego nadprodukcja odzieży istnieje i jak jej uniknąć?

vvidoki to marka niezależna i odpowiedzialna. Z tym bezpośrednio wiąże się temat nadprodukcji odzieży. Nie mamy planów produkcyjnych tak jak wielkie marki fast fashion i wszystkie ubrania szyjemy chwilę po tym jak złożysz u nas zamówienie. Dlaczego tak zdecydowaliśmy? Już wszystko tłumaczymy.

Dlaczego nadprodukcja odzieży istnieje i jak jej uniknąć?

Nadprodukcja odzieży

Sieciówki przyzwyczaiły nas do tego, że wieszaki w ich sklepach stacjonarnych uginają się pod ogromem ubrań, które według planów sprzedażowych powinny sprzedać się w kilkanaście dni, ponieważ taka kolekcja wisi mniej-więcej dwa tygodnie! Zazwyczaj nawet takim gigantom się to nie udaje. Co wtedy dzieje się z tymi ubraniami?

Wielka super promocja!

Kiedy z takiej kolekcji zostaną jakieś ubrania, wtedy chwilę przed pojawieniem się kolejnej nad ubraniami “przeterminowanymi” pojawia się wielki czerwony napis SALE! Wiele osób czeka tylko na ten moment. Mimo bardzo dogodnych okazji cenowych dla klientów sklepów odzieżowych i tak duża część asortymentu nigdy nie trafi do ich garderoby, a po prostu zostanie zutylizowana- poleci na wysypisko, albo w ramach ocieplania wizerunku marki trafi do krajów rozwijających się. Jednym z takich krajów jest np. Haiti gdzie PKB na jednego mieszkańca to około 1272 $ , czyli bieda i ubóstwo straszliwe. Nawet w takim kraju ubrań jest o wiele ton za dużo. Dodatkowo trafiają one do oceanu, ale o tym pisaliśmy już wcześniej. Jest jeszcze jedna droga unicestwienia takiej nadwyżki ubrań.

Wszędzie to zielone pranie!

Greenwashing - to coś takiego jak ktoś mówi, że wszystko ma supereko, z recyklingu i przyjazne dla planety, a w rzeczywistości to maleńki procent działań marki, ale z ogromnym budżetem marketingowym, dlatego wszędzie o tym słyszymy. 

Ale do sedna. Nadwyżka odzieży może zostać “przemielona” na włókna, które potem tworzą przędzę na materiał, z którego będą szyte przyszłe kolekcje. Czytaliście te zielone i stylizowane na makulaturowy papier metki ze składem dopięte do odzieży w sieciówkach? Nie? To przeczytajcie ile procent włókien z recyklingu jest w takim ubraniu- 15 , no może 20 max. I wszystko byłoby ok bo dobrze, że w ogóle w składzie ubrania znalazła się przędza z recyklingu, tylko szkoda, że marketingowa strategia wprowadza w błąd klientów sugerując, że całe ubranko jest superconscious. 

Przypomina to trochę narrację producentów “100% soku”, w którego skład wchodzi kilka procent zagęszczonego soku z owoców, woda i tona cukru. No, ale dobra, nie frustrując się coś jednak idzie w tym temacie do przodu i w końcu opinia publiczna bardziej zainteresuje się tematem nadprodukcji- miejmy nadzieję.

A po co tyle ubrań? Komu to potrzebne?

No właśnie nie wiemy i dlatego nie szyjemy ich z taką “górką” jak sieciówki. Po pierwsze dlatego, że nigdy nie będziemy mieć takiej sprzedaży, a po drugie dlatego, że oprócz względów ekologicznych musimy mieć na uwadze tak prozaiczną rzecz jak pieniądze. 

Materiał, który kupujemy jest sporo droższy od fast fashionowego surowca, ponieważ ma certyfikaty i nie kupujemy go w cenie w jakiej kupuje się kilkuset tysięcy metrów z jednego koloru i rodzaju. Dlatego każda strata materiału kłuje w serduszko. Dodatkowo potrzeba czasu i energii na wycięcie i uszycie odzieży, a to przecież też kosztuje. Takie ubranie, które się nie sprzeda jest stratą dla marki. W ramach wszelkich prawideł biznesowych powinno trafić na przecenę żeby wyjść chociaż na zero. No tak, ale dlaczego ktoś ma nam zapłacić niepełną cenę za pełnowartościowy produkt? Dlatego też nie robimy promocji, a w outlecie sprzedajemy rzeczy ze zwrotów, po sesjach zdjęciowych i z jakimiś wadami materiału lub powstałymi podczas szycia.

Skąd mamy wiedzieć ile sztuk uszyć i ile materiału kupić?

Mamy własną małą szwalnię, dostawcę materiałów blisko niej, a jak trzeba to i wysyłka dzianiny od innych producentów trwa krótką chwilę. Jesteśmy slow fashion- tu nie ma nic na już! Zresztą poczekać kilka dni na ubranie, które się kupiło przez internet to nie tragedia chyba…A tak całkiem na poważnie to staramy się mieć “w magazynie” materiał na ubrania, a nie gotowe sztuki. Dodatkowo jest jeszcze jeden sposób żeby uniknąć nadprodukcji- przedsprzedaż. Czyli po prostu zbieranie zamówień przez określony czas, następnie zamówienie odpowiedniej ilości materiału, szycie wszystkiego i wysyłka. Preordery pozwalają nam dokładnie określić ilość ubrań do uszycia i dzięki temu nie ma nawet jednej sztuki nadprogramowej. 

Kolejną ważną rzeczą jest to, że korzystamy tylko z certyfikowanych materiałów, które są dostępne od ręki, w małej ilości, tylko w kilku podstawowych kolorach. Zazwyczaj jest to czarny, biały, szary i granatowy. Nie ma mowy o pastelowych, spłowiałych barwach lub bardziej wyszukanej kolorystyce. Organizując przedsprzedaż możemy jednak pozwolić sobie na małe szaleństwa z kolorami. Po ilości zamówień zebranych w okresie trwania preorderu mamy dokładną informację czy już osiągnęliśmy taką ilość materiału, którą producent zgodzi się nam sprzedać, a jeśli brakuje niewiele to czasem uda się coś wynegocjować. Takie to są problemy małych marek, które wymyśliły sobie szycie odpowiedzialnie, z certyfikatami i bez nadprodukcji.

Im dłużej działamy tym więcej mamy kontaktów i znajomości. Zawsze staramy się docierać do producenta materiału, a nie jego dystrybutora lub sprzedawcy. Często marudzimy takim producentom w mailach i rozmowach telefonicznych żeby informowali nas jak będzie jakaś końcówka serii koloru, który nam się spodobał żeby można było kupić go w mniejszej ilości. Raczej nie informują bo większe marki kupują całe nakłady i bardzo rzadko coś zostaje. Dlatego zaczynamy działać tak, że wszystkie kolory, które mamy od ręki są dostępne zawsze, a te bardziej wyszukane będzie można kupić prawie zawsze tylko w przedsprzedaży. Zawsze o otwarciu takiego preorderu będziesz informowany przez newsletter, do którego warto zapisać się z wielu powodów, o których pisaliśmy wcześniej.

No dobra, to chyba wystarczy tego pisania. W niedługim czasie od wstawienia tego wpisu pójdzie newsletter z naszym kolorowym preorderem i magicznym linkiem do strony ze zdjęciami z naszej ostatniej sesji zdjęciowej!

Powrót do blogu